Jak medytować, by wesprzeć swój układ nerwowy? – Sabina Sadecka

środa, 18 września 2024 | Blog

Jak medytować, by wesprzeć mój układ nerwowy w samoregulacji?
 
Z tym pytaniem (i z kilkoma innymi, bardziej egzystencjalnymi) pojechałam, by uczyć się medytacji neuroafektywnej od Marianne Bentzen. Marianne Bentzen to duńska psychoterapeutka somatyczna, nauczycielka psychoterapii (w tym Somatic Experiencing) i medytacji, przewodniczka duchowa. Wiele dobrego słyszałam od niej od znajomych z kursu SE i latami czekałam na możliwość uczenia się od niej.
Ale zanim o Marianne, najpierw kilka słów o samej medytacji i naszym dobrostanie: praktyka medytacyjna może być wyzwaniem nawet dla wyregulowanego, spokojnego układu nerwowego. Nie nawykliśmy przecież do tego, by siedzieć w bezruchu, w odpuszczeniu zadaniowości, mobilizacji, ocen, planów. Wyobraźmy sobie zatem, jak trudna może być ta praktyka dla układu nerwowego będącego w stanie chronicznego rozregulowania (szczególnie potraumatycznego).
 
Układ nerwowy będący w stanie przytłoczenia/przeciążenia/przeładowania może zareagować na medytację odcięciem od czucia i bycia tu i teraz. I rzeczywiście – jedną z wskazówek, jakie otrzymaliśmy na naszym warsztacie od Marianne Bentzen było obserwowanie, czy nie mylimy stanu kontemplacji z dysocjacją. I czy pielęgnując świadomość siebie i otaczającego nas świata nie oddalamy się od tej świadomości w zawrotnym tempie.
 
Zbytnie zrelaksowanie się w stanie medytacji może również skończyć się gwałtownym przytłoczeniem – uczuciem paniki, wściekłości, wewnętrznego zagubienia. Wejście zbyt głęboko w energię przywspółczulną może bowiem przynieść efekt odwrotny do zamierzonego i spowodować mocne wybicie energii współczulnej (układ nerwowy lubi stany, które zna i będzie dążył do odzyskania utraconej równowagi; zbytnie zrelaksowanie może być odczytywane przez układ nerwowy jako zagrażające).
 
Medytacja neuroafektywna stworzona przez Marianne Bentzen łączy praktyki medytacyjne wyabstrahowane z wielkich (i bardzo starych) tradycji duchowych z współczesną wiedzą o układzie nerwowym. Jest dla mnie dostosowaniem reguł medytacji do realiów XXI wieku, nie zabierając niczego z korzyści, jakie medytacja może nam przynieść na każdym z poziomów naszego funkcjonowania – poznawczym, emocjonalnym, somatycznym, relacyjnym i duchowym.
Oto kilka reguł/praktyk, jakie proponuje medytacja neuroafektywna:
 
W medytacji potrzebujemy dotknąć trzech poziomów naszego neurobiologicznego funkcjonowania: 1. poziomu „gadziego” mózgu, 2. mózgu limbicznego i 3. kory nowej. Potrzebujemy zatem do medytacji zaprosić język każdego z tych trzech poziomów (kolejno: 1: rytm, ruch i świadomość doznań, 2: możliwość utrzymania dwóch sprzecznych emocji równocześnie,doświadczanie różnych odcieni miłości, 3: eksplorowanie swoich przekonań, odpuszczenie treści niektórych naszych opowieści o sobie i świecie, poszerzanie pojemności na przyjemne i nieprzyjemne doświadczenia). Ruch i uważność w trakcie niego pozwalają na dobry początek zintegrować te trzy poziomy.
 
Bezruch poprzedźmy w medytacji ruchem. Przeciągnijmy się, głęboko westchnijmy, ziewnijmy („ziewanie to klimatyzacja mózgu” jak pisze o niej Meg Arroll, autorka „Małych traum”), oklepmy całe ciało, strzepnijmy napięcie z ciała ZANIM usiądziemy do medytacji.
 
Powolne, precyzyjne i powtarzalne ruchy aktywują głębokie poziomy autonomicznego układu nerwowego.
Jeśli w trakcie medytacji potrzebujemy się poruszyć lub zmienić pozycję medytowania, zróbmy to. Nawet mikroruchy mogą pozwolić wyregulować nasze ciało i układ nerwowy.
 
Gdy w trakcie medytacji doświadczamy (hiper) pobudzenia szukajmy możliwości, by w silnym pobudzeniu współczulnym umożliwić równoczesne pobudzenie przywspółczulne (poprzez dotyk, oddech, delikatny ruch, kierowanie uwagi na części ciała neutralne/mniej pobudzone, gruntowanie i centrowanie).
 
W neuroafektywnej medytacji nie chodzi tylko o obserwowanie swoich myśli i wewnętrznych doznań bez oceny. Świadomość swoich wewnętrznych procesów bez uruchamiania postawy czułości/miłości/troski o siebie i świat to za mało, by w medytacji wzrastać i rozkwitać.
 
Medytacja ma przywracać poczucie łączności ze światem wewnątrz nas i na zewnątrz nas. Ma nas ona wesprzeć w angażowaniu się w nasze życie, a nie odcinanie się od niego. Współczucie jest przeciwieństwem niezaangażowania.
 
Medytacja nie zastąpi psychoterapii, ale może uzupełniać psychoterapię lub stanowić jej ważną kontynuację. Jeśli regularnie siadamy badając nasz brak neutralności wobec różnych trudnych zjawisk w naszym życiu (skąd on pochodzi, jak można tę neutralność powoli budować), może to stanowić potężny nawyk autoterapeutyczny w naszym życiu. W tym celu – wg Marianne – najlepiej sprawdza się ćwiczenie medytacyjne „Mandala. Osobisty okrąg pozytywnych i negatywnych doświadczeń” (znajdziecie je w jej wspaniałej książce „Neuroaffective Meditation”). Uwaga! Neutralność nie oznacza obojętności, pozwala za to zaangażować się w nasze życie w sposób bardziej dojrzały.
 
Medytacja uczyni nas lepszym w medytowaniu. Nie uczyni nas jednak automatycznie lepszym, np. w stawianiu granic, jeśli nie będziemy stawiania granic praktykowali.
Życzę Wam wielu pięknych odkryć w zgłębianiu swojego wewnętrznego świata
i angażowaniu się z miłością w ten świat!